wegańskie serniczki z nerkowców
Mój słodyczowy „szał” powoli traci na impecie, ale żeby jeszcze wykorzystać jego resztki i spróbować coś, czego jeszcze nie jadłam, postanowiłam przygotować wegańskie serniczki. Już dobre parę miesięcy temu zwróciłam na nie uwagę u Jadłonomii ale wtedy jeszcze słodycze nie rajcowały mnie do tego stopnia, żeby moczyć orzechy przez całą noc, a potem bawić się w tę całą babraninę z miksowaniem. Teraz mnie wzięło i przyznaję się, że warto było się babrać! A tak szczerze, to wcale tego babrania aż tak wiele nie było. Dużo bardziej napapram, jak gotuję zwykłą zupę;)
Zrobiłam z grubsza jak Jadłonomia przykazała. Wprowadziłam parę modyfikacji, głównie w kwestii przypraw, ale nie szarżowałam, gdyż, jak nawet pewnie nie muszę dodawać, nie jestem światowej klasy ekspertem w dziedzinie wegańskich przysmaków.
Nie sądziłam, że te serniczki będą aż tak dobre. A są! Nawet jeszcze lepsze. I uwierzcie, że chociażby nie wiem jak były wspaniałe, to taka mała porcja wystarczy. Jednak co orzechy, to orzechy. Ja zjadłam dwie porcje, ale tylko z chytrości i na tak zwany wcisk;) Ale wiadomo – i w życiu i w jedzeniu kieruję się zasadą „albo wszystko albo nic”;)
spód
1/2 szklanki orzechów włoskich
1/3 szklanki daktyli
szczypta soli morskiej
masa
1/2 szklanki orzechów nerkowca
1 łyżeczka soku z limonki
4 łyżki zalewy z orzechów nerkowca
2 łyżki oleju kokosowego
2 łyżki erytrolu (lub innego słodzidła)
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego
1/2 łyżeczki nasion kardamonu
szczypta soli morskiej
Nerkowce zalewamy wodą z sokiem z limonki, a daktyle samą wodą. Wstawiamy do lodówki na całą noc.
Miksujemy orzechy włoskie z solą, a następnie dodajemy odsączone daktyle i ponownie miksujemy, aż powstanie masa, którą następnie wykładamy 4 małe słoiczki (lub inne naczynia do deserów). Odstawiamy do lodówki.
Odcedzone nerkowce przekładamy do blendera wraz z 4 łyżkami zalewy, w której się moczyły. Dodajemy olej kokosowy i wstępnie blendujemy. Dodajemy erytrol, ekstrakt waniliowy, kardamon i sól morską i jeszcze raz blendujemy do uzyskania gęstej, puszystej masy.
Krem przekładamy na wcześniej przygotowane spody i wkładamy do lodówki na co najmniej 3 godziny.
Najlepiej smakują z jakimiś kwaskowatymi owocami. Ja dorzuciłam jeżyny i borówki, gdyż kocham je miłością żywą i gorejącą:)
sernik z owocami leśnymi i rozmarynem
Udało mi się wreszcie wykroić trochę czasu i udać na kilka dni na moje ukochane Kaszuby. Co prawda moim wiernym towarzyszem wyprawy był laptop, a w nim praca do wykonania, ale jakoś szybciej szło, mając w perspektywie popołudniowe przechadzki pod gdańskim żurawiem i wizytę w porcie w Gdyni:) Ale o tym inną razą.
Dziś już, lekko przeziębiona, powoli, chociaż niezbyt zrywnie, wracam do codziennych aktywności. Jednak piękna, złota jesień za oknem zdecydowanie działa motywująco:) Zaraz zrobię kluski z pieczonej dyni, a następnie dopełnię najważniejszeg obowiązku – zaniosę Matce mej magnesy na lodówkę. Nieodłoącznym bowiem elementem każdej mojej wycieczki jest gonitwa za kolejnymi magnesami do kolekcji mego Matczyska;) A teraz moje niedawne odkrycie – sernik na zimno, tak pyszny, że aż nierealny! Z przepisu Green Morning🙂
sernikowa zapowiedź
Robota mnie wyjątkowo kocha ostatnimi czasy! Więc walczę ile sił, by zdążyć ze wszystkimi obowiązkami w terminie. Ale pozwalam sobie również na tak zwaną „chwileczkę zapomnienia”, na przykład pod postacią obłędnie wybornego sernika! jak tylko czas pozwoli, powiem o nim nieco więcej:)
Tymczasem pozdrawiam z krótkiego, ale jednak, odpoczynku w Stróży:)
sernik z marcepanem
Znów nie będzie przepisu. A to dlatego, że sernik również jest z kategorii „resztkowy”. Nawet nie wiem co dokładnie i w jakich proporcjach się w nim znajduje. Pewne jest jedno: ser;) A oprócz tego jakieś jajka, cukier, mąka ziemniaczana, masa marcepanowa i kasza manna. A na wierzchu mleczna czekolada posypana płatkami migdałowymi.
Wkładając go do piekarnika nie mogłam wiedzieć co to z tego będzie. Kiedy po blisko godzinie, pełna obaw otworzyłam drzwiczki, a moim oczom ukazał się piękny, gładki i lekko zarumieniony sernik, prawie niedowierzałam, że mi się tak „sfuksiło”;) Tym sposobem kolejne resztki zostały uratowane.
sernik limonkowy
Sernik, to nie jest moje ulubione ciasto. Jednak nasłuchałam się ze wszech stron tyle o limonkowym jego wydaniu na spodzie z ciasteczek, że moja wyobraźnia poczęła działać na bardzo wysokich obrotach. Za kwasami, jak by to nie brzmiało, przepadam, oj przepadam, dlatego bez większej walki dałam się skusić na ten placek. I nie pożałowałam! Co innego moja talia… Jest boski i nie waham się go wychwalać! Ja, sernikowy sceptyk.
Przepis, nieco zmodyfikowany, pochodzi z Moich Wypieków.
ciasto serowe z rozmarynem i cytryną
Ciasto to jest eksperymentem a jednocześnie jednym ze sposobów mającym na celu zagospodarowanie góry sera przywiezionego z naszej Stróży. Jedna jego część poszła na prawdziwy, ogromny sernik, kolejna na 80 ruskich, a reszta została przetworzona właśnie w to ciasto. Smaki przedziwne się tu łączą, ale o dziwo, ze skutkiem pozytywnym. Nie dość, że ser, to jeszcze budyń waniliowy, rozmaryn i cytryna. A na dobitkę mój ukochany dżemik z czarnej porzeczki, którego mam cały zapas:)
Pomysł świtał mi w głowie, ale mimo to zasięgnęłam języka w internecie i wsparłam się na tym przepisie.
ciasto serowe z budyniem, rozmarynem i cytryną
60 dag sera białego (nigdy nie mielę, bo lubię te grudki:))
2 jajka (oddzielnie żółtka i białka)
1/2 szklanki cukru
1/3 szklanki rozpuszczonego masła
2 torebki budyniu waniliowego
1/2 szklanki mleka
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
sok z połowy cytryny
gałązka rozmaryn
Żółtka oddzieliłam od białek. Białka ubiłam na sztywną pianę, a żółtka ubiłam z cukrem.
Do żółtek z cukrem dodałam ser, rozpuszczone i wystudzone masło, mleko, proszek do pieczenia, proszek budyniowy, sok z cytryny, rozdrobniony rozmaryn. Wszystko zmiksowałam. W razie gdyby masa była zbyt gęsta, należy zwiększyć ilość mleka, natomiast gdyby okazała się zbyt rzadka, można dodać nieco mąki, jednak trzeba pamiętać, że ciasto nieco stwardnieje.
Masę przełożyłam do natłuszczonej tortownicy i piekłam ok. 45 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180°C.
sernik wiedeński
Przywieźliśmy ostatnio ze Stróży dobre kilka kilogramów sera białego. Nie wiem z jaką zawartością tłuszczu, ale grunt, że wiejski, naturalny i smaczny. Połowę sera przeznaczyłam na ruskie pierogi, a z reszty mój Rodziciel zażyczył sobie placek. Chciałam aby sernik nie był pracochłonny, bo akurat w momencie wejścia w posiadanie rzeczonego sera nie dysponowałam za specjalnie czasem. Z pomocą przyszedł mi przepis zaczerpnięty z bloga Moje Wypieki – zdecydowanie nie wymaga wiele zaangażowania, a efekt przewyższa wielokrotnie wkład pracy.
Mojego sera nawet nie mieliłam, jak nakazują wszystkie przepisy i przyzwoitość – nie posiadam odpowiedniego ku tej czynności osprzętu, dlatego uznałam, że siłą faktu, mogę poczuć się zwolniona z tego obowiązku. Sernik nie wyszedł idealnie gładki, ale właśnie taka jego forma nosi znamiona tej rustykalności, którą tak lubię w prostym jedzeniu. Smagły, spieczony wierzch, to również moja inwencja – tak wydaje mi się bardziej domowo:) Ale to już rzecz gustu:)
sernik wiedeński
(cytuję za autorką, ze swoimi drobnymi zmianami)
1 kg twarogu (powinien być półtłusty lub tłusty, dwukrotnie zmielony)
6 jajek
125 g masła
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 szklanka cukru
aromat waniliowy
kandyzowana skórka z pomarańczy i limonki, płatki migdałowe
Żółtka ubiłam z cukrem. Dodałam twaróg, masło, mąkę i aromat waniliowy. Z białek ubiłam pianę i delikatnie wmieszałam ją do masy serowej. Delikatnie dodałam również kandyzowaną skórkę pomarańczową i limonkową oraz płatki migdałowe.
Sernik piekłam w okrągłej tortownicy przez godzinę w piekarniku rozgrzanym do 170 st. C.
P.S. A na Rynku są już kramy:)