krem marchwiowo-paprykowy
Miałam w planach zaprezentować dość niezłą w smaku zapiekankę ziemniaczaną z mielonym mięsem i beszamelem, ale tak paskudnie rozpadły mi się ziemniaki, że to aż woła o pomstę do nieba! No jak można? Tak przy niedzieli? Została jeszcze jedna porcja, więc może zrobię do niej jutro jakieś podejście fotograficzne, ale nie spodziewam się cudów. Ważne, że była zjadliwa:)
Dziś więc znowu zupa, znowu krem i znowu pomarańczowy. Sama się zaczynam o siebie bać!
Udało mi się wykroić dziś parę godzin i udać się pod naszą krakowską Halę Targową, gdzie w każdą niedzielę odbywa się sprzedaż staroci. Uwielbiam to miejsce, zwłaszcza, że wiele z mego „więzienno-eleganckiego” osprzętu pochodzi właśnie stamtąd. Tym razem udało mi się upolować parę okazów, ale nieludzkie zimno dość szybko mnie przegnało, zwłaszcza, że z tyłu głowy już majaczyła mi myśl o czekającej w domu gorącej zupie!
żółta polewka paprykowo-dyniowa
Nie wiem co mnie tak ostatnimi czasy opętało z tymi zupami?! Przez wiele lat absolutnie nie były stałym punktem mojego jadłospisu, a konsumowałam je raczej powodowana poszanowaniem tradycji i poczuciem obowiązku przy niektórych okazjach: świętach, weselach, obiadach rodzinnych. Wręcz przeciwnie jednak jeśli szło o zupę grzybową/pieczarkową – ta, to zawsze i wszędzie i bez względu na okoliczności. Ale to oczywisty wyjątek potwierdzający regułę. Odkąd jednak sama dyryguję swoją kuchnią i z trudem powstrzymuję się, żeby nie miażdżyć blenderem wszystkiego, co wpadnie mi w ręce (och, jakże ja to kocham!), gęste, przecierane zupy stały się moją gorejącą namiętnością. Wraz z grubym szalikiem i wełnianymi mitenkami pomagają utrzymać względnie przyzwoitą ciepłotę ciała w te jesienne chłody, które ja i tak paradoksalnie uwielbiam:)
Przemierzając moje miasto, wyowijana w milion warstw rozmyślam o tej pysznej zupie, co to ją sobie na wieczór odgrzeję:)
I to chyba byłoby na tyle jeśli chodzi o tegoroczne dyniowe polewki w moim wykonaniu. Muszę już przestać, żebym zdążyła znów zatęsknić;)
zupa paprykowo-dyniowa
z pomarańczową nutą
2 strąki żółtej lub pomarańczowej papryki
20 dkg miąższu dyni
2 cebule
1 spory batat (lub ziemniak)
sok z połówki pomarańczy
łyżeczka startej skórki pomarańczowej
4 (lub więcej;)) ząbki czosnku
500 ml bulionu (u mnie lubczykowy)
sól, kolorowy pieprz, czosnek granulowany
Pokrojoną paprykę, dynię, ziemniak i cebulę ugotowałam do miękkości w bulionie. Dodałam sok z pomarańczy oraz przeciśnięty przez praskę czosnek i całość poddałam blendowaniu, tak by pozostały w zupie kawałki warzyw do gryzienia;) Na koniec doprawiłam solą, grubo mielonym pieprzem, czosnkiem granulowanym i skórką pomarańczową.
zupa fasolowo-paprykowa
Nadejście sezonu paprykowego nieustannie budzi moją niepohamowaną wesołość. Są mięsiste, błyszczące, kolorowe. Ślicznie wyglądają leżąc stertami na kleparskich straganach. Muszę się nimi nacieszyć, muszę się nimi najeść do wiwatu!
Z kolorowych papryk i czerwonej fasoli zgotowałam coś na kształt gęstej zupy lub nawet gulaszu. Jesień wyjątkowo sprzyja gęstym, rozgrzewającym zupom, więc uznałam, że może czas przekonać się do fasoli… Żeby zwiększyć jej szanse poszło dużo papryki, pomidorów, czosnku i cebuli. Ale było warto – udało się;)
Składniki:
– ok. 250 g czerwonej fasoli (suchej)
– 3 strąki papryki (czerwona, żółta, zielona)
– 3 pomidory
– 1 cebula
– 3 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– suszona papryczka chilli (lub płatki chilli)
– garść drobnego makaronu (gwiazdki)
– 1 litr bulionu warzywnego
– łyżeczka oliwy z oliwek
– przyprawy: pieprz, sól, słodka czerwona papryka, tymianek, majeranek, czosnek granulowany, zielona czubryca, natka pietruszki
Fasolę moczyłam przez 8 godzin, po czym poddałam ją godzinnej obróbce cieplnej w przykrytym garnku;)
Na łyżeczce oleju wymieszanym z tartą słodką papryką, czosnkiem granulowanym i posiekaną papryczką chilli zeszkliłam drobno posiekaną cebulę i czosnek oraz poddusiłam pokrojoną w paski paprykę.
Do gotującego się bulionu dodałam fasolę (z częścią wody, w której się gotowała), pokrojone w kostkę pomidory oraz podduszoną cebulę, czosnek i paprykę. Dorzuciłam garść makaronu gwiazdki i resztę przypraw. Gotowałam aż wszystkie warzywa zmiękły a ich smaki się połączyły.
piekielna zupa paprykowa
Niedawno przypomniała mi się świetna zupa krem, którą podała nam kiedyś znajoma, Gocha. W oryginalnym przepisie w skład wchodziła praktycznie tylko papryka, ale ja postanowiłam podrasować nieco moją zupę i… odrobinę przedobrzyłam… stąd przydomek ‚piekielna’;) Na szczęście przepadam za dobrze pikantnymi potrawami a Gregor również nie wyrzekł złego słowa, więc eksperyment zaliczam do udanych:)
Składniki (dla 4 osób):
– ok. 500 g czerwonej papryki
– 2 czerwone cebule
– 1 biała cebula
– 4 (lub więcej) ząbków czosnku
– 2 pomidory
– 1 papryczka chilli (lub chilli w płatkach)
– 300 ml bulionu warzywnego
– 200 ml mleka (2,5% tłuszczu)
– łyżeczka oliwy z oliwek
– przyprawy: sól, czerwony pieprz, świeża (lub suszona) bazylia
Poszatkowaną cebulę i zmiażdżony czosnek zeszkliłam na odrobinie oliwy. Paprykę, chilli i pomidory pokroiłam w kostkę, dorzuciłam do cebuli. Zalałam bulionem i gotowałam do miękkości warzyw. Pod koniec gotowania zupę doprawiłam i zblendowałam a następnie dodałam mleko i przybrałam świeżą bazylią
P.S. W ostatnią niedzielę mieliśmy przyjemność wziąć udział w wernisażu mojej Babci G. Wraz z innymi Twórcami, prezentowała swoje haftowane obrazy (sama posiadam dwa dzieła Babci:)). Oprócz wystawy, można było podziwiać również występy estradowe różnych wykonawców (od rocka przez piosenkę cygańską do flamenco). Przedstawiam moją Babcię G. na tle jej wyszywanek:
P.P.S. A mojemu drogiemu Gregorowi składam życzenia WSZYSTKIEGO IMIENINOWEGO z okazji imienin:)
dary jesieni III, leczo
Nie ma jesieni bez gorącego, kolorowego leczo:) Narobiłam dużo, bo nawiedzili nas znajomi. Jedli, aż im się uszy trzęsły, z czego wnioskuję, że smakowało. Ale trudno, żeby ta potrawa nie była dobra, bo co może być lepszego od soczystych pomidorów, aromatycznej papryki i czosnkowej kiełbasy? (No ser może być lepszy, ale ja jestem uzależniona;))
Ja gotuję tradycyjne ‚polskie’ leczo, takie, jak każdej jesieni niejednokrotnie pojawiało się na stole w moim Rodzinnym Domu, ale w oryginalnym węgierskim lecsó mogą się znaleźć również jajka, słonina lub ryż.
Składniki (na spory gar):
– 1 kg kolorowej papryki
– papryczka chilli
– 0,5 kg pomidorów
– 0,5 kg cebuli
– 0,5 kg kiełbasy
– 5 (albo więcej;)) ząbków czosnku
– kostka bulionowa (lub sól), sproszkowane słodka i ostra papryka, czerwony pieprz
– łyżka oleju (rzepakowego)
Z papryki usuwam gniazda nasienne i kroję ją w kostkę. Pomidory (ja nie ściągam skórki) i obraną cebulę również kroję w kostkę, natomiast kiełbasę w plasterki. Wszystko to wrzucam na rozgrzany olej i duszę pod przykryciem aż do miękkości warzyw. Pod koniec gotowania rozkruszam kostkę bulionową, dodaję przyprawy i zmiażdżony czosnek. Podaję zwykle z pieczywem:)
A papryki i pomidorów dogląda Pani Grzybkowa, jesienny upominek od Mamy:)