run bing – tajwańskie burrito (潤餅)
Muszę przyznać, że w większości gotował tym razem Wu. On pamięta ten smak jeszcze z Tajwanu, więc kimże bym była, żeby mu przeszkadzać? 😉 Po przepis zapraszam na profil facebookowy TaoTao, dla której to marki przygotowywaliśmy (my… mhm 😉 ) to burrito. Jest zaskakująco pyszne, a dodatek swego rodzaju jajecznicy i masła orzechowego daje niesamowity efekt. Zasmakowało mi to danie na tyle, że postanowiłam je powtórzyć i zrobić zdjęcia również do książki 🙂
hua jiao bing – tajwańskie bułeczki pieprzowe (胡椒餅)
Tegoroczna jesień wzięła mnie z zaskoczenia. Wziąwszy pod uwagę mój powolny tryb życia, trudno mówić o ferworze wyzwań, ale mimo wszystko, jak na moje standardy tak ostatnio się czuję. Nabyliśmy z Wu vana, czym już się chwaliłam, a w związku z niewładaniem przez Wu naszym ojczystym językiem, wszelkie formalności spadły na mnie. A ja mam do tego dwie lewe ręce, żeby nie powiedzieć nogi (zamiast rąk…) No to zwlekam się co rano i załatwiam ile fabryka dała. A to mechanik mi opowiada, że trzeba wymienić sworzeń, a to wdaję się w dyskusję o uszczelkach z panem z geometrii kół, przybijanie i odkręcanie tablic rejestracyjnych (jak również zdrapywanie pazurami tej rejestracyjnej naklejki na szybę) – to dla mnie chleb powszedni. Nie mówiąc o tym, że goniłam dodatkowo jak z piórem po urzędach, celem zalegalizowania pobytu Wu w Polsce jeszcze na trzy miesiące, bo działamy i trudno nam przestać 😉 Com się więc wysiedziała w biurowcach, to moje. No to gdzieś trzeba zadzwonić? Jakieś pismo wystosować? Gorąco polecam swoje usługi w razie powyższych 😀 Jak pomyślę co przyjdzie mi jeszcze wyczyniać, kiedy rozpoczniemy przeróbkę naszego wozu, żeby był zdatny sprzedawać jedzenie, to włos jeży mi się na głowie 😀 Tak bardzo chciałbym, żeby już wszystko było gotowe, żeby zotała tylko najprzyjemniejsza praca nad logo i identyfikacją wizualną, ale koncepcje ciągle się zmieniają, co i rusz świtają w głowie nowe rozwiązania. I chociaż mamy ciągle tyle do przemyślenia, nie ustajemy w kuchni! Gotujemy, testujemy, szperamy za przepisami i składnikami i próbujemy kontynuować pracę nad naszą książką. Mama Wu przywiozła z Tajwanu kolejną książkę kucharską, więc nie wiem, czy kiedyś ukończymy nasze „dzieło”, bo dania do przeeksperymentowania mnożą się w postępie geometrycznym 😀
Jeden z przepisów, który z pewnością znajdzie miejsce w książce (a może i w foodvanie), miałam przyjemność przedstawić czytelnikom rossmannowego miesięcznika Skarb. Są to rozgrzewające pieprzowe bułeczki, idealne na jesień i to nie tylko dla fanów ostrego, bo wbrew nazwie wcale nie są ostre – różne rodzaje pieprzu nadają jedynie wyjątkowego aromatu. W przepisie podstawowym używa się pieprzu czarnego i białego, ale bardzo popularny jest również dodatek pieprzu syczuańskiego, który, jeśli macie, dodajcie koniecznie, bo uczucie lekkiego mrowienia i znieczulenia języka jest nie do podrobienia :
Po szczegóły zapraszam do drukowanej lub internetowej wersji magazynu Skarb 🙂