okra curry
Pamiętam, jak dawno temu, oglądając program kulinarny o kuchni wschodniej, pierwszy raz zobaczyłam okrę. Padło tam stwierdzenie, że, jeśli chodzi o smak, ma coś w sobie z fasolki szparagowej. Wiadomo, jako oddanej wielbicielce fasolki, to zdanie zawładnęło moją wyobraźnią. Poza tym, podczas gotowania, widać było, że wydziela specyficzną, kleistą substancję, a poza tym, jest dość urocza w przekroju – to wszystko złożyło się na przemożną chęć spróbowania okry.
W naszych szerokościach geograficznych, nie jest to jednak warzywo, które leży pierwsze z brzegu na każdym straganie. Jednak pewną część tegorocznego sierpnia przyszło mi spędzić w Albanii, a tam, ku mojemu zaskoczeniu, jest ona pierwszym z brzegu warzywem na każdym straganie, a panie sprzedające chrupią ją na surowo! No to rzuciłam się z torbą i obkupiłam, jakby miał nadejść kataklizm. A po powrocie do domu przerobiłam moją okrę (a raczej to, co z niej pozostało, bo idąc za przykładem albańskich sprzedawczyń, 3/4 zjadłam na surowo) na proste curry, o jakim śniłam od dawna 🙂
Nigdy jej nie jadlam, ale też zastanawia mnie jej smak 🙂 fotograficznie jest niezła!
31/08/2016 o 7:22 pm
🙂 Smak jest delikatny i pośród całego curry się nie odznacza jakoś szczególnie, ale radocha z okry jest 😀
01/09/2016 o 12:45 pm
Po polsku jest to piżmian jadalny – kto chiałby coś o takiej nazwie jeść? Okra brzmi o wiele lepiej, a wygląda bardzo zachęcająco. Jak ja zazdroszczę wszystkim mieszkającym na kontynencie, że wsiadacie w auto/pociąg/autokar i pędzicie na targ w Albanii na przykład. Wydostać się z wyspy to jest wyzwanie – nic tylko łódź muszę sobie sprawić, bo przecież z torbą warzyw nie wpuszczą mnie na pokład samolotu
01/09/2016 o 5:46 pm
Hahaha, podróże morskie są najlepsze, głowa do góry 😀
10/09/2016 o 7:02 pm