sernik z owocami leśnymi i rozmarynem
Udało mi się wreszcie wykroić trochę czasu i udać na kilka dni na moje ukochane Kaszuby. Co prawda moim wiernym towarzyszem wyprawy był laptop, a w nim praca do wykonania, ale jakoś szybciej szło, mając w perspektywie popołudniowe przechadzki pod gdańskim żurawiem i wizytę w porcie w Gdyni:) Ale o tym inną razą.
Dziś już, lekko przeziębiona, powoli, chociaż niezbyt zrywnie, wracam do codziennych aktywności. Jednak piękna, złota jesień za oknem zdecydowanie działa motywująco:) Zaraz zrobię kluski z pieczonej dyni, a następnie dopełnię najważniejszeg obowiązku – zaniosę Matce mej magnesy na lodówkę. Nieodłoącznym bowiem elementem każdej mojej wycieczki jest gonitwa za kolejnymi magnesami do kolekcji mego Matczyska;) A teraz moje niedawne odkrycie – sernik na zimno, tak pyszny, że aż nierealny! Z przepisu Green Morning🙂
jesień
No i mam. Doczekałam się. Idąc do pracy znów wskakuję w sterty liści, co chyba nie jest w smak Panu z rurą do ich zdmuchiwania na jedną stronę, ale doprawdy, nie mogę się powstrzymać. To mój jesienny rytuał i muszę tak przynajmniej parę razy poszeleścić i wejść w szkodę Panu z rurą. Mam nadzieję, że mi to wybacza, bo staram się usilnie nie nieweczyć jego pracy zaspokajając swe jesienne żądze!
Dziś w Krakowie cały wieczór leje. Włączyli kaloryfery, a ja kupiłam dynię i wywlokłam z komody szlafrok (we wzorek z odbciem zwierzęcych łap). Znak to, że jesień naprawdę już tu jest!
warsztaty na Węgiel Boom!
Dziś znów miałam okazję poznać kilkunastu Blogerów i fascynatów fotografii kulinarnej:)
Jakiś czas temu zostałam zaproszona przez organizatorów Węgiel Boom! do poprowadzenia krótkich warsztatów fotografii kulinarnej. Bardzo się ucieszyłam, bo uwielbiam Katowice i ogromnie miło mi było znów odwiedzić to miasto, które tak dobrze kojarzy się z latami młodości i niezapomnianymi koncertami w Spodku!
Warsztaty przerodziły się w ciekawą dyskusję, co w właśnie w takich spotkaniach lubię najbardziej – wiele można się od siebie nawzajem nauczyć. Trzeba przyznać, że trochę nam się spotkanie przedłużyło, ale mam nadzieję, że nikogo nie zamęczyłam:)
Bardzo dziękuję Wszystkim Przybyłym! Nie spodziewałam się takiej frekwencji, więc tym bardziej mi miło! I cieszę się, że miałam okazję Was poznać i powymieniać się doświadczeniami:)
sernikowa zapowiedź
Robota mnie wyjątkowo kocha ostatnimi czasy! Więc walczę ile sił, by zdążyć ze wszystkimi obowiązkami w terminie. Ale pozwalam sobie również na tak zwaną „chwileczkę zapomnienia”, na przykład pod postacią obłędnie wybornego sernika! jak tylko czas pozwoli, powiem o nim nieco więcej:)
Tymczasem pozdrawiam z krótkiego, ale jednak, odpoczynku w Stróży:)
babeczki z greckim likierem
Kraków tonie w mrzawce, a ja mam tyle do zrobienia, że zrobiłam sobie muffinki.
Połączenie białej czekolady i greckiego likieru na bazie ouzo, który przywieźli mi z wakacji Rodzice, może wydać się ryzykowne, ale alkoholu w babeczkach jest jak na lekarstwo – tak dla podkręcenia smaku. Mglisty, anyżowy aromat wódki jest ledwo wyczuwalny, ale daje przyjemne doznania. A w razie stwierdzonej niechęci do lukrecjowych woni, nic nie stoi na przeszkodzie, by zrezygnować z tego składnika.
Chciałabym uprawić tutaj dziś jeszcze nieco prywaty, a mianowicie zaprosić Was na wystawę Węgiel BOOM!, która zacznie się już w najbliższą sobotę w Katowicach. W ramach tego wydarzenia zostałam poproszona o poprowadzenie warsztatów fotografii kulinarnej (21.09.), więc jesli ktoś z Was mieszka w okolicy i ma ochotę podyskutować o zdjęciach jedzenia lub powymieniać się doświadczeniami – będzie mi bardzo miło się spotkać:)
placek ze śliwkami i borówkami
Jak to zwykle bywa w moim wypadku, wieczorową porą wzięło mnie na pieczenie. Miałam nieco węgierek prosto ze wsi (dzięki Wiewióra!) i resztkę borówek. Postanowiłam upiec kruche ciasto, bo takie z owocami najbardziej lubię. Była to również inauguracja korzystania z nowej tortownicy o kształcie kwadratu (dzięki Renka!). Część mąki w tym placku, dla zdrowotności, zastąpiłam otrębami pszennymi i zmielonymi na proszek migdałami. Zaszalałam i oprócz kruszonki, posypałam go niebieskim cukrem (dzięki Matczysko!). A świeżo upieczony i pachnący ułożyłam na urodzinowej skrzyneczce (dzięki Bula!). Wyszedł przedni, chociaż mało odkrywczy, jeśli w ogóle. Ale kruche ciasto ma to do siebie, że smakuje mi w każdej możliwej konfiguracji. Nawet najprostszej:)
Budapeszt 2013
Budapeszt. Ostatni raz byłam trzynaście lat temu i wspomnienia mam jak najlepsze. Wieki minęły i postanowiliśmy wybrać się tam ponownie, by znów nacieszyć oczy naddunajskimi widokami i sprawdzić co się przez ten długi czas pozmieniało. Mieliśmy wybornego przewodnika w osobie naszej przyjaciółki, Dorotki, która właśnie w Budapeszcie znalazła swoją przystań, więc harmonogram był bardzo napięty. Zobaczyliśmy i przypomnieliśmy sobie wszystkie kluczowe punkty miasta, a temperatury były tak niemiłosiernie wysokie, że każdą wycieczkę kończyliśmy w chłodnym barze uzupełniając hektolitry wytraconych płynów. Jakich to ja nie planowałam przed wyjazdem najeść się na miejscu pyszności! Jednak żar lejący się z nieba na tyle osłabił moją motywację, że poprzestałam na arbuzach i bezalkoholowym mojito od czasu do czasu zagryzanym gulaszem.
Zatrzymaliśmy się w dość miłym hotelu nad Dunajem, niedaleko centrum, który okazał się być komfortową bazą wypadową. Pokój usytuowany na poddaszu, z powodu swej bliskości do słońca dawał się nam trochę we znaki, jednak wieczorny widok z okna był na tyle piękny, że zapominaliśmy o bolących nogach i męczących upałach:)
Jeśli ktoś z Was nie był w Budapeszcie, to bardzo polecam to miasto. Jest blisko, a uroku mu z pewnością nie brakuje! Mnie najbardziej zachwyca wykorzystanie przestrzeni wzdłuż brzegów Dunaju, czyli rzecz, która według mnie kuleje w Krakowie i nad którą przy każdej możliwej okazji ubolewam. Ale cóż, Kraków, to Kraków i Kraków kocham najbardziej:)