krem marchwiowo-paprykowy
Miałam w planach zaprezentować dość niezłą w smaku zapiekankę ziemniaczaną z mielonym mięsem i beszamelem, ale tak paskudnie rozpadły mi się ziemniaki, że to aż woła o pomstę do nieba! No jak można? Tak przy niedzieli? Została jeszcze jedna porcja, więc może zrobię do niej jutro jakieś podejście fotograficzne, ale nie spodziewam się cudów. Ważne, że była zjadliwa:)
Dziś więc znowu zupa, znowu krem i znowu pomarańczowy. Sama się zaczynam o siebie bać!
Udało mi się wykroić dziś parę godzin i udać się pod naszą krakowską Halę Targową, gdzie w każdą niedzielę odbywa się sprzedaż staroci. Uwielbiam to miejsce, zwłaszcza, że wiele z mego „więzienno-eleganckiego” osprzętu pochodzi właśnie stamtąd. Tym razem udało mi się upolować parę okazów, ale nieludzkie zimno dość szybko mnie przegnało, zwłaszcza, że z tyłu głowy już majaczyła mi myśl o czekającej w domu gorącej zupie!
Rozpadłe ziemniaki w zapiekance to cud!
Jeszcze mi się nie zdarzyło, zwykle są, delikatnie mówiąc, dość al dente 🙂 Ty to jednak masz talent nie tylko do więzienno-eleganckich stylizacji :)) U mnie dzik. Coś czuję, że mógłby Ci smakować 🙂
Pozdrawiam
04/03/2013 o 3:17 pm
Przepyszna musi być;) Aż nabrałam ochoty na właśnie taką zupkę krem 😉
04/03/2013 o 4:12 pm
Nie bój się o siebie Natalia, serwujesz sobie koloroterapię, to całkowicie naturalny stan rzeczy…
pewnie Twoje serce już spragnione jest jesieni, stąd ten pomarańcz być może 🙂 całus i pyszne pozdrowienia.
05/03/2013 o 9:03 pm
Aga, ale mnie rozszyfrowałaś! To musi być ta jesień 🙂
Ściskam 🙂
06/03/2013 o 10:30 am
wygląda mega apetycznie 😉
06/03/2013 o 9:58 am
🙂 🙂
06/03/2013 o 10:29 am