pierniczkowe wesołych Świąt:)
W tym roku mam pierniczki zdobyczne, ale cieszą mnie jak mój własny wyrób, bo dostałam je od miłej mi osoby:)
Jutro jeszcze z Oćcem lepię knysze z kruchego ciasta z nadzieniem grzybowym, ubieram choinkę i basta! Zostaną spotkania z Rodziną, które tak bardzo lubię, pałaszowanie świątecznych przysmaków i dużo muzyki. Marzy mi się jeszcze śnieg skrzypiący pod butami w drodze na pasterkę i skrzące się pośród nocy Planty.
I sobie i moim zacnym Czytelnikom życzę wesołych Świąt!:)
uszka 2012 (to nie ich ilość;))
Moje tegoroczne świąteczne plany kulinarne ograniczą się chyba tylko do ulepionych wczoraj 250 postnych uszek z grzybami i 150 pierogów z kapustą. Chociaż w sercu tli się jeszcze nadzieja, że w przypływie ducha Świąt i przedświątecznej adrenaliny rzucę się w kierunku foremek, zagniotę ciasto i upiekę pierniczki. Ale nawet sobie tego nie obiecuję. Staram się usilnie, wśród ogromu pracy, jaki mnie właśnie teraz doścignął, nie utracić tej cudownej atmosfery oczekiwania na Święta.
A od Gregora dostałam już prezent: półeczkę na moje wszelkie fotograficzne eksponaty:) Już wszystko na niej rozlokowałam i z lubością przyglądam się moim starociom ułożonym w rządku obok siebie.
Jeszcze tylko przyjdzie zrobić parę choinkowych ozdób, udekorować dom i zapakować prezenty.
A dziś fotorelacja z mojego lepienia, ale nie ośmielę się podać przepisu, bo wiem, że każdy ma swój. Sprawdzony i najlepszy. No to smacznych uszek wszystkim:)
coraz bliżej Święta ;)
Śnieg właśnie w Krakowie stopniał, ale nie wpłynęło to na obniżenie przedświątecznej atmosfery. Już wypucowałam mieszkanie, chociaż zawsze zabieram się za to, delikatnie mówiąc, opieszale. Ale wreszcie zrobiło się miejsce na choinkę. Wydarłam z pawlacza świąteczne ozdoby. Jeszcze tydzień poleżą, ale mnie milej się czeka na te Święta, kiedy dekoracje są już na podorędziu.
Na jarmarku świątecznym wypiłam grzane wino i zjadłam smażonego ‚kręconego ziemniaka’, z Bratem i Gregorem, więc tradycji uczyniliśmy zadość. Wolałabym, by spadały na nas grube płaty śniegu, ale ten, który delikatnie prószył też sprzyjał klimatowi.
Jutro z Babcią i Mateńką (która Święta spędzi z nogą w gipsie…) będziemy lepić wigilijne uszka i pierogi z kapustą. Z Oćcem i Bratem jestem umówiona na klejenie postnych knyszy i robienie andrutowego kajmaku. Mam nadzieję, że pośród wszelkich obowiązków zdążę jeszcze upiec chociażby piernikowe ciasteczka!
Te przygotowania, to niesamowicie przyjemny czas, to nic, że tak bardzo naszpikowany obowiązkami. Życzę Wam, żeby to były słodkie obowiązki:)
pieczona dorada (chyba będzie na wigilii;))
Tak, znowu ryba… Ale to na razie ostatnia. Obiecałam sobie przerwę aż do wigilii! A ta pieczona z cytrusami i cytrusową skórką dorada okazała się na tyle smaczna, że najprawdopodobniej zaliczy powtórkę właśnie na stole wigilijnym. Oczywiście będzie również karp. A w związku z tym przyszedł czas, żeby się przyznać, że karpia po raz pierwszy w życiu pokosztowałam dopiero przy okazji zeszłych Świąt. W mej Rodzinie, po tym jak moja chrzestna będąc pacholęciem, a było to we wczesnych latach sześćdziesiątych, zadławiła się była karpiową ością, co skończyło się dobrze, ale nie bez interwencji lekarskiej, ryba ta nie jest sugerowana niewprawionym w trudnym fachu oddzielania mięsa od plew. Dla tychże zawsze znalazł się jakiś filet, który nie stanowił zagrożenia dla przebiegu wigilijnej wieczerzy. Co roku siadając do stołu przed oczami staje mi jako żywa owa ość (a cieszę się, że nie w gardle) i cały animusz do zatopienia zęba w karpiu mnie jakby opuszcza. Ubiegłego roku jednak przemogłam się i nawet obyło się bez zbędnych emocji. Od tamtej pory ryba z ośćmi nie jest już dla mnie zaporą nie do pokonania, jednak czas jej jedzenia liczę w godzinach;) A do jakiego skupienia to człowieka zmusza, ile się przy tym upoci! Ale opłaca się!
dorada pieczona z cytrusami i masłem czosnkowym (dla 2 osób)
po jednej całej doradzie na osobę
pomarańcza (połowa)
cytryna
słodki grejpfrut (połowa)
2 (lub więcej;)) ząbki czosnku
2 łyżki masła
różowa sól, biały pieprz
Ryby umyłam, osuszyłam i nacięłam ich skórkę pod kątem w paru miejscach.
Starłam skórkę z połowy pomarańczy, cytryny i grejpfruta. Połączyłam z solą i pieprzem i tę mieszankę wtarłam w rybę od zewnątrz, zwłaszcza w nacięcia.
Sokiem z połowy cytryny skropiłam wnętrze ryby i również przyprawiłam. 2 łyżki soku z pomarańczy połączyłam z masłem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem, doprawiłam. Wnętrze ryb wysmarowałam masłem oraz włożyłam doń po parę plasterków cytrusów.
Ryby piekłam w piekarniku z funkcją grillowania przez ok. 25 minut.
filmowa relacja z Good Food Fest 2012
Dziś zapraszam na film, który złożyliśmy razem z Gregorem (a właściwie w 90% Gregor), a który kręciliśmy (a właściwie w 90% Gregor;)) podczas tegorocznej, pierwszej edycji Good Food Fest na warszawskim Żoliborzu. To pierwsza część obrazująca pierwszy dzień festiwalu. Mamy jeszcze sporo materiału zarejestrowanego następnego dnia, ale na razie czeka na swoją kolej i więcej naszego wolnego czasu;)
PS Ten wpis sponsorowało słówko ‚pierwszy’ i wszelkie jego postaci;)
PPS Pod koniec filmu można dojrzeć mnie prowadzącą mini warsztaty fotograficzne:)
smażone śledzie
Do Krakowa zawitała zima, a ja zamiast wskakiwać w zaspy śniegu, robić ‚orły lub też jak kto woli ‚aniołki’, jako urodowa Królewna Śnieżka kontrastować, nomen omen, bajecznie z białym puchem, to nie. Znów jestem chora. Który to już raz w tym roku?! Tym razem jest mi tym mniej do śmiechu, że odjęło mi głos i to zupełnie. Co poniektórzy tę wiadomość przyjęli dość entuzjastycznie;) Jednak, jako że pracuję głosem, którego obecnie nie posiadam, zalegam w domostwie. Ale bynajmniej nie doskwiera mi nuda. Wręcz przeciwnie, nadganiam jak szalona, to co nadgonienia wymaga, a nazbierało się tego niemało.
Zanim jeszcze mnie dościgło, przeżyłam ‚rybny tydzień’ (niedługo kolejna z cyklu – dorada;)). Do dziś, jak otwieram piekarnik wyczuwalne są jego reminiscencje… Ale doczyszczę piekarnik, jak ozdrowieję. Obiecuję. Śledź jest rybą dość ryzykowną, przez wzgląd na nieludzką (sic!) ilość ości. Jednak wart jest pomęczenia się z wywlekaniem owych, bo jego walor smakowy jest niezaprzeczalny.
Na pierwszy raz wybrałam najprostszy, tak jak w przypadku niedawnej tołpygi, sposób przygotowania moich śledzi, ale rady zasięgnęłam u Smacznej Pyzy.
smażone śledzie
tuszki śledziowe
mąka pszenna
sok z cytryny
olej do smażenia
sól & pieprz
Śledzie umyłam i osuszyłam. Za radą Pyzy rozpłaszczyłam zewnętrzną stroną ku górze je na desce, uderzyłam parę razy w kręgosłup, a następnie go wytargałam;) Ryby skropiłam sokiem z cytryny od wewnątrz i od zewnątrz, również w ten sposób posypałam ją przyprawami. Obtoczyłam w mące i smażyłam na mocno rozgrzanym oleju na złoty kolor po parę minut z każdej strony.