Archive for Grudzień, 2011

zupa serowo-piwna

Nie ukrywam, że ser jest produktem, bez którego z całkowitą pewnością nie obeszłabym się, jeśli idzie o jadłospis. Gdybym miała wąsy (i była myszą;)), to na sam dźwięk słowa ‚ser’ skręcałyby mi się tak, jak niezapomnianemu Jack’owi Rockfor’owi z nieustraszonej Brygady RR:) Tak, ser jest moją niewątpliwą słabością i wiele byłabym w stanie dlań poświęcić. Ulegając swej słodkiej słabości, przygotowałam ostatnio tak wyborną zupę, że w oczach pojawiły mi się (nawiązując ponownie do disney’owskiej kreskówki) niekontrolowane spirale Archimedesa oznaczające najwyższy stopień ekscytacji;) Zupę łączącą wszelkie dobrodziejstwa sera i piwa.

zupa serowo-piwna

 200 ml bulionu warzywnego

200 ml jasnego piwa

1 cebula

4 (lub więcej;)) ząbki czosnku

100 g sera havarti

100 g masdamera

2 trójkąty śmietankowego serka topionego

odrobina soku z cytryny

łyżeczka oleju rzepakowego

łyżeczka mąki ziemniaczanej

sól, biały pieprz, gałka muszkatołowa

Poszatkowaną cebulę oraz przeciśnięty przez praskę czosnek zeszkliłam na niewielkiej ilości oleju. Zalałam piwem i bulionem i zagotowałam. Stopniowo dodawałam wszystkie sery mieszając zupę trzepaczką, by równomiernie się rozpuszczały. Odrobiną zupy rozprowadziłam mąkę ziemniaczaną i dodałam miksturę do zupy, by połączyć fazę płynną i stałą. Doprowadziłam zupę do zagotowania cały czas mieszając. Na sam koniec polewkę doprawiłam i skropiłam sokiem z cytryny.

Najlepsza oczywiście z grzankami:)

Reklama

korzenne ciasteczka

Staram się za wszelką cenę zachować atmosferę Świąt na dłużej. Szczęście, że choinka będzie jeszcze migać do lutego, a i kolędy będą rozbrzmiewały nie krócej:) Jeszcze zostało trochę uszek i pierogów z kapustą, które stanowią tęskną reminiscencję wigilijnego wieczoru – zjemy je dziś, bo szkoda czekać, skoro takie smaczne.

No i jeszcze pierniczki i ich korzenny zapach – niech utrzyma się trochę w domu i wniesie nieco magii:)

Przepis na ‚ciasteczka z witrażykiem’  widziałam na paru blogach, dlatego nie przytoczę konkretnej inspiracji. W każdym razie zauroczyły mnie do tego stopnia, że zrobiłam swoją korzenną wersję. Wykorzystałam swój stary przepis na kruche ciasto, dodając do niego przyprawę do piernika.

korzenne ciasteczka

400 g mąki pszennej (u mnie tortowa)

opakowanie przyprawy do piernika
(lub zmieszane: cynamon, kardamon, imbir, czarny pieprz, wanilia)

100 g cukru pudru (lub syropu trzcinowego)

łyżeczka proszku do pieczenia

aromat waniliowy

jajko

150 ml łagodnego oleju

2 łyżki śmietany

opakowanie landrynek

Postąpiłam klasycznie: zmieszałam składniki ‚suche’, następnie ‚mokre’, połączyłam je i zagniotłam ciasto. Ciasto pozostało przez 30 min. w lodówce celem stężenia.

Chłodne ciasto rozwałkowałam na grubość ok. 3 mm i wycięłam zeń świąteczne kształty, a w nich koła. Przełożyłam ciasteczka na natłuszczoną i obsypaną bułką tartą blachę, a do ‚dziur’ wsypałam pokruszone wcześniej landrynki.

Piekłam ciasteczka przez ok. 15 min. w piekarniku rozgrzanym do 180 st. C. Po upieczeniu ciasteczka muszą ostygnąć, a landrynkowy witrażyk musi się zestalić – dopiero wtedy można je przełożyć do innego naczynia.


deser à la trifle

Jejku, jak miło, że nastały wreszcie Święta! Tyle czekania i są! Gorzej, że już niedługo:( Ale nie pozostaje nic innego, jak tylko cieszyć się, że właśnie trwają:) Że lampki migają na choince i że zaraz znów jedziemy na kolejne spotkanie w gronie Rodziny:)

A dziś moje świąteczne wydanie deseru na podobieństwo trifle. Z piernikami i aromatem kokosowym. Zainspirował mnie przepis z blogu Feeria Smaków więc przygotowałam z okazji Bożego Narodzenia swoją (nieco zubożoną;)) wersję.

Wszystkim moim Czytelnikom życzę WSZYSTKIEGO BOŻONARODZENIOWEGO:)

świąteczny deser piernikow0-egzotyczny
(2 porcje)

4 pierniki bez polewy (np. Katarzynki)

4 łyżki likieru kokosowego

4 łyżki dżemu pomarańczowego

bita śmietana

płatki migdałowe

utarta czekolada

przyprawa do piernika
(cynamon, kardamon, imbir)

Do dwóch kieliszków pokruszyłam pierniczki, zostawiając odrobinę do posypania wierzchu deseru. Pierniczki nasączyłam likierem kokosowym, pokryłam dżemem pomarańczowym. Całość pokryłam grubą warstwą bitej śmietany, a wierzch posypałam utartą czekoladą, pokruszonym piernikiem, przyprawą do piernika oraz płatkami migdałowymi.



szwedzkie köttbullar, albo polskie klopsiki;)

Szwedzkie klopsiki są ponoć ichnią potrawą świąteczną. Nie dziwi mnie to, gdyż są zdecydowanie wyborne, a tego właśnie z pewnością wymagamy od potraw świątecznych:) Przepis na nie wygrzebałam kiedyś na Wikipedii, nie okazał się być szczytem skomplikowania, więc postanowiłam nie zwlekać. Parę drobnych modyfikacji i są:)

szwedzkie klopsiki

500 g mielonego mięsa wołowo-wieprzowego

 1 cebula

3 (lub więcej;)) ząbki czosnku

 1 łyżka musztardy

1 łyżka miodu

1/2 szklanki bułki tartej

 olej rzepakowy do smażenia

sól&pieprz, tymianek, ‚Pikantna Marynata’

Cebulę drobno posiekałam i podsmażyłam na niewielkiej ilości oleju. Do  mielonego mięsa dodałam cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek, bułkę tartą, miód, musztardę i przyprawy. Wszystko razem dokładnie wymieszałam i połączyłam w jednolitą masą.

Z masy uformowałam małe kuleczki i smażyłam je ze wszystkich stron na rumiano na rozgrzanym oleju.

Podałam z sosem grzybowym.


różowe ciasteczka świąteczne

No nie jest to typowo świąteczny kolor. Ale te ciasteczka mimo to symbolizują Święta. Dobrych parę lat temu przepis wynalazła moja Mama w jakimś czasopismie. Oczywiście od razu został wykonany i, że tak to kolokwialnie ujmę – przyjął się:)

Domieszka galaretki nadaje nie tylko bajeczny kolor, ale także niepowtarzalny smak owocowej gumy do żucia. Jedzenie tych ciasteczek to naprawdę ciekawe doznanie:)

różowe ciasteczka świąteczne
z galaretką

 400 g mąki pszennej (u mnie tortowa)

 2 galaretki w proszku (u mnie truskawkowe)

 100 g cukru pudru (lub syropu trzcinowego)

łyżeczka proszku do pieczenia

aromat waniliowy

jajko

150 ml łagodnego oleju

2 łyżki śmietany

Najpierw połączyłam w dużym naczyniu ‚mokre’ składniki, a następnie zmieszałam je z ‚suchymi’. Zagniotłam ciasto i odstawiłam na 3o min. do lodówki, żeby stężało.

Zimne ciasto rozwałkowałam na grubość ok. 3 mm, wykrawałam foremkami kształty i piekłam je 10-13 min. w piekarniku nagrzanym do 180 st. C.

Ważne jest, by ciasteczka się za nadto nie przypiekły, gdyż może to okazać się szkodą dla ich koloru. W chwili wyjęcia ich z piekarnika wydają się miękkie i kruche, ale gdy chwilę ‚odstoją’, twardnieją, dlatego trzeba uważać by ich nie przepiec.


wigilijna zupa grzybowa

Taka zupa, moim zdaniem, nie ma sobie równych. Własne mlaskanie i mruczenie podczas konsumpcji znacznie utrudnia mi jedzenie, ale co zrobić, skoro nie można inaczej? 😉

Pozostała po moczeniu suszonych grzybów ‚woda’ jest tak przesycona aromatem, że niewiele więcej potrzeba do stworzenia postnej zupy wigilijnej. Najlepszej oczywiście z domowym makaronem:)

wigilijna zupa grzybowa

 500 ml bulionu warzywnego

300 ml ‚wody’ z moczenia suszonych grzybów

 garść suszonych podgrzybków/borowików

10 dkg pieczarek

1 cebula

1 łyżka oleju rzepakowego

sól&pieprz, lubczyk

Na niewielkiej ilości tłuszczy udusiłam namoczone wcześniej, odciśnięte i pokrojone w małe kawałki grzyby, pieczarki i poszatkowaną cebulę. Zalałam bulionem oraz grzybową ‚wodą’. Zagotowałam. Dodałam przyprawy, lubczyk i domowy makaron.


perłowe kule

Takie kule, to absolutnie nic specjalnego, ale bardzo często są podstawą mojego obiadu, gdyż uwielbiam kaszę perłową z wszelkimi dodatkami, które komponuję w zależności od stanu zapasów i chrapki. Najczęściej łączę z kaszą cebulę i grzyby, to mój mix idealny. Ale możliwości są nieograniczone:) Tym razem do Wielkiej Dwójki (cebuli i grzybów;)) dołączyły marchew, pietruszka i seler.

kule z kaszy perłowej
(2 porcje)

woreczek kaszy perłowej (lub dowolnej innej)

1 cebula

1 marchew

1 pietruszka

nieduży kawałek selera korzeniowego

garść suszonych grzybów (lub ok. 10 pieczarek)

 łyżeczka oliwy z oliwek

300 ml bulionu warzywnego

 sól&pieprz, tymianek

Kaszę ugotowałam w bulionie.

Grzyby namoczyłam w ciepłej wodzie (przez godzinę), aby napęczniały. Pokroiłam je w drobne kawałki.

Marchew, pietruszkę oraz seler obrałam i pokroiłam drobno (można również zetrzeć na tarce o grubych oczkach), cebulę pokroiłam w piórka. Wszystkie warzywa oraz grzyby poddusiłam na niewielkiej ilości oliwy z dodatkiem przypraw, a gdy były miękkie, dodałam kaszę z odrobiną bulionu i wszystko dokładnie wymieszałam. Pozostało jedynie uformowanie kul i wymyślenie z czym by je tu podać:)



śledź z granatem

Okropny banał, ale ten miły okres przedświąteczny ma tyle magii! Oczekiwanie sprawia, że finał jest tym cenniejszy. Często słyszę narzekanie, że szał świąteczny w sklepach pod postacią przedwczesnych dekoracji i kolęd lecących z głośników jest przesadą. Dla mnie jednak same Święta są tak krótkie, że ekstatycznie reaguję na wszystko, co, może nawet w nieco sztuczny sposób, je przedłuża. Przystrojone w kawałki kory cynamonu i cytrusy choinki w galeriach handlowych, rozświetlone drzewa na Rynku i kolorowe witryny sklepowe to przecież coś, na co czekam z utęsknieniem cały rok (no dobrze, obecnie 11 miesięcy;))!

W domu, w moim ulubionym kąciku świecę sobie gwiazdkowe lampki, odpalam zapachowy kominek i zaciągam się sowicie olejkiem cynamonowym. Na grzbiecie ciepły szlafrok, na nogach równie ciepłe bambosze, a pod ręką magiczna księga czekolady – wszystko podarki od Najbliższych:)

Już niedługo trzeba będzie znaleźć czas na ulepienie uszek i pierogów i upieczenie ciasteczek – planuję w tym roku coś naprawdę kolorowego:) Mam też parę prezentów do wykonania… Ale to wszystko są najmilsze obowiązki:)

A dzisiaj śledzie w zimowych barwach:) Często zdarza mi się zacząć od nadmienienia jak to jakiejś potrawy nie lubiłam, dopóki sama jej nie przygotowałam. W tym wypadku rzecz wyglądała nieco inaczej. Chyba po prostu musiałam dojrzeć do tego smaku. Śledzie często gościły i goszczą na stole w moim rodzinnym domu, jednak do mnie nie przemawiały (może dlatego, że nie mają głosu;)). Zaryzykowałam parę miesięcy temu i nałożyłam sobie na talerz śladową ilość owej ryby na sposób mego Oćca – w oleju, z cebulą i korzennymi przyprawami. I to było jak grom z jasnego nieba! Jak odkrycie! Tego wieczora tak objadłam się śledziami, że istniało zagrożenie, iż obrzydną mi na zawsze zanim zdążę je głęboko pokochać. Szczęściem do tego nie doszło i wypróbowałam już dziesiątki sposobów na śledzie i co ważne, ciągle mi mało:)

Dzisiejsza wersja, to jedna z moich ulubionych. Jest i cebula i coś słodkiego, jest delikatna śmietana i ostra musztarda. I trochę aromatycznych przypraw.

śledź z granatem w sosie 
śmietanowo-musztardowym

 200 g płatów śledziowych w zalewie

 2 białe cebule

150 ml gęstej kwaśnej śmietany

3 łyżki musztardy (u mnie jałowcowa)

 ‚ziarenka’ z jednego granatu

czerwony pieprz, liść laurowy, ziele angielskie

Śledzie odsączyłam z zalewy (jeśli są za słone, należy je moczyć w wodzie) i pokroiłam na małe prostokąty. Cebulę pokroiłam w piórka i sparzyłam gorącą wodą. Zmieszałam śmietanę z musztardą oraz pieprzem i zalałam utworzonym sosem śledzie. Dodałam cebulę, liść laurowy, ziele angielskie i ziarenka granatu. Wszystko wymieszałam i odstawiłam na parę godzin do lodówki.


kalafiorowo-porowa z kumpiakiem i dorszem

Połączenie dojrzewającego kumpiaku i wędzonego dorsza robi na mnie wrażenie! Żeby podrasować dość delikatny smak kalafiora, zaryzykowałam dodaniem cząbru i muszę przyznać, że eksperyment ten zaliczę do w pełni udanych. Cóż jeszcze można o tej zupinie powiedzieć? Kolor zimowy, rozgrzewa i syci, więc adekwatna do pory roku:)

 zupa kalafiorowo-porowa z kumpiakiem i dorszem oraz nutą cząbru

 300 g kalafiora

biała część pora

cebula

2 ziemniaki

ok. 150 g wędzonego dorsza

ok. 100 g kumpiaku

 ok. 100 g utartego ostrego sera żółtego (u mnie ementaler)

 200 ml bulionu warzywnego

 200 ml mleka

100 ml gęstej śmietany

łyżeczka oleju rzepakowego

 posiekana natka pietruszki

sól & biały pieprz, cząber

 Na łyżce oleju rzepakowego podsmażyłam posiekaną cebulę i por. Zalałam je gorącym bulionem warzywnym, dorzuciłam różyczki kalafiora oraz pokrojone w kostkę ziemniaki i gotowałam do miękkości warzyw.

 Następnie dodałam mleko, śmietanę, przyprawy oraz ser żółty.

 Gdy wszystko się połączyło, dorzuciłam porwane kawałki wędzonego dorsza oraz delikatnie podsmażony na suchej patelni kumpiak i posypałam całość natką pietruszki.


krakowski jarmark świąteczny

Niesamowicie uwielbiam nasze kramy! Przemierzam je przynajmniej stokrotnie przez ten miesiąc ich egzystencji na płycie Rynku Głównego. Najchętniej w towarzystwie Rodziny i Przyjaciół, ma się rozumieć:) Nie omieszkam wypić kubeczka Grzańca Galicyjskiego w zimowy wieczór i przegryźć go oscypkiem lub smażoną ziemniaczaną serpentyną. Wielbiciele bardziej kalorycznych przysmaków mogą swobodnie przebierać w golonkach, kiełbasach, szaszłykach, langoszach czy bigosach. Pełno tu również ozdób świątecznych, wyrobów regionalnych, rękodzieła oraz ciepłych czap i rękawic.

 Ten zielono-czerwono-złoty jarmark, to dla mnie prawdziwy symbol Świąt. Nie mogę, a nawet nie chcę, oprzeć się jego urokowi. Zwłaszcza, kiedy zapadnie zmrok (na to teraz nie trzeba długo czekać;)), a Rynek spowity jest mgłą. Gdyby jeszcze sypały się z nieba grube płatki śniegu, to piękniej nie mogłoby już być!

 Dodatkowo co roku na świątecznej scenie lub też pod pomnikiem Mickiewicza występuje z kolędowym repertuarem ludowa kapela Krakusy, w której trębaczem jest mój zacny Rodziciel. Kapela ma też często zaszczyt stać na czele korowodu szopkowego i prowadzić jego przemarsz wokół Rynku:)

 I właśnie dlatego nasz jarmark jest dla mnie tak wyjątkowy:)


ryż z cynamonem

To nie tyle przepis, co jedno z najsłodszych i najstarszych wspomnień z dzieciństwa:) Prościej się nie da: ugotowany na dość miękko ryż, kwaśna śmietana, cukier i cynamon. Niczego się nie piecze, niczego się nawet nie miesza! Ale nie da się też pyszniej. Kiedy Matczysko było zagonione, w czasach gdy ja jeszcze z tornistrem na plecach i futerałem ze skrzypcami pod pachą również gnałam z jednej szkoły do drugiej, wtedy właśnie, w najbardziej krytycznych i wymiecionych z czasu momentach pojawiał się ryż z cynamonem! Och, jaka ja wtedy byłam szczęśliwa! I nie straszne mi były żadne trudy i znoje dnia codziennego:) Do dziś pamiętam taki stary pojemniczek na sproszkowany cynamon, po Prababci – jak szedł w ruch, to już wiedziałam, że na stół wjeżdża mój ulubiony obiad czasów dzieciństwa:)

ryż z cynamonem z czasów dzieciństwa

 biały ryż

 kwaśna, gęsta śmietana

 sproszkowany lub utarty cynamon

cukier (brązowy)

 Ugotowany na miękko ryż polewam obficie śmietaną, cukruję, posypuję cynamonem i przenoszę się w czasy dzieciństwa:)