zapiekane warzywa z serami
U nas stanowiły dodatek do ryby, ale równie dobrze mogą być samodzielną potrawą i zastąpić, na ten przykład, kolację.
Można posądzić mnie ostatnimi czasy o manię zapiekania jak i o postradanie zmysłów. Bo któż przy zdrowych tychże w takie upały włącza piekarnik na co najmniej godzinę dziennie i kolęduje przy nim w dosłownym i organoleptycznie bez najmniejszego problemu wyczuwalnym pocie czoła, co chwila sprawdzając czy nic nie wymyka się spod kontroli? No ale tak bardzo cieszą mnie moje świeżo-zdobyte naczynia żaroodporne, że nie potrafię się oprzeć zapiekaniu i jeszcze przez jakiś czas, dajmy na to, 3 tygodnie, nie będzie jedzone w tym domostwie nic, czego przyrządzenie nie będzie wymagało użycia naczyń do zapiekania i piekarnika! Trudno, tak postanowiono i basta;)
A abstrahując od pokarmów (chociaż też nie do końca;)), odwiedziliśmy z Bratem krakowskie zoo. Tradycyjnie. No i co tu dużo opowiadać? Jak zawsze było przemiło przebywać te dwie godziny wśród tak licznie zgromadzonej źwierzyny. No i naturalnie w towarzystwie Brata, który mnie tam zaprosił:) A co do pokarmów, to też jak tradycja nakazuje, zjedliśmy w przyogrodowym barze smażone ziemniaczki w kształcie roześmianych buziek.
Dziś natomiast wybraliśmy się z Gregorem na krótki wypad do pobliskich Krzeszowic. Tak często przez nie przejeżdżamy, ale nigdy nie mieliśmy okazji zatrzymać się tam chociaż na chwilę. (A warto wspomnieć, że z tamtejszych upraw pochodzą jedne z najpyszniejszych pomidorów!) Ale dziś właśnie tam nas poniosło:) Miasteczko jak najbardziej przyjemne, w znacznej mierze rozorane wykopami, świadczącymi o postępującej modernizacji. Widać, że remonty wrą i prowadzą do znacznego podniesienia walorów estetycznych miejscowości:) Ochłodziliśmy się pysznymi lodami (ja – malaga, Gregor – delicja) – nigdy nie widziałam takiej kolejki (chyba, że za czasów poprzedniego ustroju!), posilili znakomitym obiadem zaserwowanym przez restaurację Aga (ja – gołąbki w sosie pieczarkowym, Gregor – stek prowansalski z grillowaną cukinią, boczkiem i sosem czosnkowym), przeszliśmy się ślicznym Parkiem Bogdackiego z paroma pomnikami i okazałym, neogotyckim kościołem pod wezwaniem św. Marcina, aż w końcu czmychnęliśmy do domu, gdyż upał zaczął coraz bardziej dawać się we znaki;)
Ale wracając do moich zapiekanych warzyw…
Skład:
– cukinia
– bakłażan
– 2 białe cebule
– mały por
– 4 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– 2 pomidory
– ok. 60 g sera feta (lub innego w stylu greckim)
– utarte sery (w sumie ok. 100 g), np: emmentaler, mozarella, gruyère
– parę ‚psiknięć’ oliwy
– zioła: bazylia, tymianek, pietruszka
– przyprawy: sól, kolorowy pieprz
Wszystkie warzywa pokroiłam na małe kawałki i umieściłam w naczyniu żaroodpornym (:)). Posypałam przyprawami, posiekanymi ziołami (oprócz bazylii, którą dorzuciłam pod sam koniec pieczenia), spryskałam oliwą i dobrze wymieszałam. Dodałam pokrojony w kostkę ser grecki. Na wierzchu rozłożyłam pomidory pokrojone w plastry i zasypałam mieszanką utartych serów.
Zapiekałam w piekarniku rozgrzanym do 180 st. C. przez ok. 40 minut, ale czas zapiekania należy uzależnić od preferowanej miękkości warzyw:)
fajnie, ja lubię zapiekane „pożywienie”
a się uśmiałam podczas czytania składu – ‚psiknięć’… 😀
BTW- fajny blog
11/07/2011 o 7:56 pm
Hehe, no bo ja mam taki właśnie ‚psikacz’ do oliwy i nim ‚psikam’ 😉
Dziękuję 🙂
11/07/2011 o 8:55 pm