tagliatelle z łososiem i porami
Wiosenne i idealne połączenie. Zważywszy na to, że zarówno łososia, jak i pory mogłabym jeść codziennie i o każdej, nomen omen, porze;) Nie inaczej jeśli idzie o makaron. Poza tym, lubię to ciekawe połączenie kolorystyczne. Dlatego, bez większych wstępów i zapowiedzi przechodzę do konkretów:)
Składniki (dla 2 osób):
– ok. 250 g makaronu (tagliatelle lub wstążek)
– 150 g wędzonego łososia
– 1 por (biała i zielona część)
– 200 ml kwaśnej śmietany
– 100 ml białego wytrawnego wina
– łyżeczka oliwy z oliwek
– przyprawy: sól morska, świeżo zmielony kolorowy pieprz, gałka muszkatołowa, suszony koperek
Makaron ugotowałam al dente w osolonej wodzie.
Poszatkowane pory poddusiłam na odrobinie oliwy, dodałam pokrojone na mniejsze części płaty wędzonego łososia. Na patelnię, do porów i łososia dolałam białe wino i czekałam aż odparuje. Na koniec dodałam gęstą śmietanę, doprawiłam sos solą, pieprzem i gałką muszkatołową i gotowałam do uzyskania gęstej konsystencji.
Makaron podałam z sosem i posypałam wszystko koperkiem:)
fenkuł zapiekany z szynką parmeńską
…chociaż nie widać;)
Lubię fenkuły. Jednak nie znalazłyby się w raczej w pierwszej dziesiątce smaków mojego życia;) Ta anyżowa nuta bynajmniej nie przysparza mi specjalnych uciech, ni też rozkoszy podniebiennych. Jednak gdy ten koper włoski tak pogotować, to w cudowny sposób aromat neo-anginu ulatuje. A wtedy już tylko krok do pysznej potrawki:) Taki fenkuł, naturalnie ze smakowitymi dodatkami, mógłby spokojnie zawalczyć o zaszczytne miejsce w czołówce mojej listy:)
Podobny przepis widziałam tu i on stał się moją inspiracją:)
Składniki (dla 2, uprzednio najedzonych osób):
– jeden fenkuł
– 4 plastry długodojrzewającej szynki (np. parmeńskiej)
– 250 ml mleka
– 1 łyżka mąki pszennej
– 1 łyżka masła (czosnkowego)
– 2 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– ok. 50 g startego ementalera
– przyprawy: sól, biały pieprz, gałka muszkatołowa, (suszona) pietruszka, łyżeczka cukru
Fenkuł (pozbawiony koperku) gotowałam przez ok. 20-30 minut w osolonej i pocukrowanej wodzie.
Przygotowałam beszamel: wymieszałam łyżkę mąki i łyżkę masła czosnkowego w rondelku. Podgrzewając dodawałam powoli mleko ciągle mieszając (ręczną trzepaczką). Dodałam sól, biały pieprz, gałkę muszkatołową i rozgnieciony czosnek. Gotowałam aż sos zgęstniał i nabrał kremowej konsystencji.
Ugotowane fenkuły podzieliłam na ćwiartki (usuwając przy okazji głąb), owinęłam każdą plastrem szynki, ułożyłam w naczyniu żaroodpornym, zalałam beszamelem, posypałam tartym ementalerem i zapiekałam przez ok. 15 minut w temperaturze 180 st. C. Na koniec posypałam wszystko pietruszką.
morszczuk na chrzanowym szpinaku
Piątkowy i nieziemsko orzeźwiający obiad. Wiadome jest nie od dziś, że szpinak i czosnek, to doskonałe połączenie. Ale podkręcone chrzanem przenosi w inny wymiar świadomości;);) Wprowadza na nową ścieżkę smaku;);) Oszałamia zmysły;);) Brzmi może nieco filozoficznie (naturalnie z przymrużeniem oka;)), a jest proste i pyszne:)
No i jeszcze spóźnione życzenia WSZYSTKIEGO MAMODNIOWEGO wszystkim Mamom🙂
Składniki (dla 2 osób):
– 2 filety z białej ryby (u mnie morszczuk)
– pęczek szpinaku
– 5 (lub więcej;)) ząbków czosnku
– 2 łyżki tartego chrzanu
– sok z połowy limonki
– 100 ml mleka
– 1 łyżka masła
– 1 łyżeczka bułki tartej
– odrobina oliwy z oliwek
– przyprawy: sól morska gruboziarnista, pieprz cytrynowy, pieprz czarny, starty imbir, czerwona słodka papryka, odrobina gałki muszkatołowej
Rybę zamarynowałam w soku z limonki i przyprawach. Na odrobinie oliwy poddusiłam pokrojone liście szpinaku. Dodałam do nich przeciśnięty przez praskę czosnek, chrzan, mleko i przyprawiłam solą, pieprzem i świeżo startą gałką muszkatołową. Dusiłam jeszcze przez ok. 7 minut. Zamarynowaną rybę posypaną odrobiną bułki tartej i kawałkami masła piekłam w folii aluminiowej w piekarniku nagrzanym do 180 st. C przez 10 minut. Podałam razem ze szpinakiem:)
risotto ze szparagami
Jak tak zaglądam na blogi i gadam z ludźmi, to wychodzi mi, że chyba bardziej lubiane są zielone szparagi. Ja natomiast, zdaje się, bo przyznaję, że trudno zdecydować, wolę białe. Ale naturalnie, nie pogardzę żadną odmianą:)
Dla mnie najlepsze są ugotowane i podane ‚po polsku’, czyli polane stopionym masłem i bułką tartą. Nic więcej nie potrzeba:) Ale z białych przyrządzam nieraz również zupę krem (a jakże;)) oraz dodaję je do kremowego risotto:)
Składniki:
– 200 g ryżu (u mnie arborio)
– pęczek białych szparagów
– kieliszek białego wytrawnego wina
– 600 ml bulionu warzywnego
– 2 szalotki
– 2 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– 60 g startego parmezanu
– łyżka solonego masła
– łyżka oliwy z oliwek
– garść posiekanej dymki
– 4 plastry długodojrzewającej szynki (u mnie westfalska)
– przyprawy: czarny pieprz, sól, szczypta cukru
Obrane szparagi ugotowałam w wodzie z dodatkiem szczypty cukru i soli. Pokroiłam na mniejsze kawałki.
Na rozgrzaną oliwę wrzuciłam poszatkowaną szalotkę i czosnek. Następnie dodałam ryż. Wymieszałam i wlałam kieliszek wina. Gdy wino odparowało dodawałam partiami ciepły bulion aż do całkowitego wchłonięcia go przez ryż (ok. 15 min.) często mieszając. Do ugotowanego ryżu dodałam parmezan i masło oraz dobrze przyprawiłam.
Risotto podałam ze szparagami, podprażonymi kawałkami szynki westfalskiej i posiekaną dymką:)
klopsiki botwinkowe z sosem pomidorowym
Jest to jedzonko typu ‚gołąbki bez zawijania (i bez kapusty)’. Zamiast kapusty są świeże liście botwinki:) Eksperyment się powiódł, a klopsiki wyszły bardzo delikatne i przyjemne. Smak botwinkowych liści nie był dominujący, a sos pomidorowy też nieźle się sprawił:)
Składniki (dla 4 osób):
– 100 g brązowego ryżu
– 200 g liści botwinki
– 400 g mielonego mięsa (u mnie wołowe)
– puszka pomidorów pellati
– ok. 10 suszonych pomidorów
– 1 czerwona cebula
– 2 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– 200 g kwaśnej śmietany
– łyżeczka oleju rzepakowego do smażenia
– przyprawy: sól, kolorowy pieprz, pieprz ziołowy, suszona bazylia
Ugotowany ryż wymieszałam z mielonym mięsem oraz poszatkowanymi liśćmi botwinki. Doprawiłam i uformowałam z tej masy ok. 10 klopsików. Podsmażyłam je z obydwu stron na odrobinie oleju.
By przygotować sos poddusiłam poszatkowaną cebulę, czosnek, pomidory pellati i pokrojone w kostkę suszone pomidory. Całość doprawiłam i zblendowałam, a na koniec zaprawiłam kwaśną śmietaną (można też ewentualnie dodać nieco wody lub bulionu). Zalałam sosem podsmażone klopsiki i gotowałam pod przykryciem ok. 30 min.
‚pankejkowe’ placki z wiosennym twarożkiem
Moje Matczysko o tej zacnej porze roku, jaką przyszło nam się wreszcie rozkoszować, lubuje się w przyrządzaniu pysznych twarożków ze świeżymi warzywami prosto z naszego Kleparza. Biały serek, gęsta śmietana (albo w odchudzonej wersji – jogurt) i duuużo nowalijek w postaci rzodkiewki, cebuli i szczypiorku tworzą superpyszną, wiosenną kombinację:) Niedawno wśród wałówki od Rodzicielki znalazłam porcyjkę właśnie takiego twarożku. Powzięłam decyzję przeznaczenia go na jakiś ‚konkretny’ cel, zanim nastąpiłoby niechybne i nieuchronne wyjedzenie go w całości łyżką;) Stał się ‚omastą’ do grubych naleśników w guście pankejków (żeby nie powiedzieć, że to one były dlań tylko tłem:)).
Składniki:
– 1 szklanka mąki (u mnie żytnia pół na pół z pszenną pełnoziarnistą)
– 1 szklanka mleka
– ok. pół szklanki gazowanej wody mineralnej
– 1 jajko
– pół łyżeczki proszku do pieczenia
– 1 czerwona cebula
– 10 dkg polędwicy drobiowej
– przyprawy: czarny pieprz, sól, tymianek
Mąkę z proszkiem do pieczenia, mleko, jajko, wodę połączyłam i dobrze wymieszałam. Odstawiłam na 30 min. Gdy ‚ciasto’ odstało, co mu się należało, wmieszałam weń poszatkowaną cebulę i pokrojoną w drobne kawałki polędwicę drobiową oraz przyprawy. Na rozgrzanej patelni teflonowej spryskanej lekko oliwą smażyłam dość grubiutkie, ale za to nie odznaczające się dużą średnicą placuszki. Po parę minut z obydwu stron. Zjedzone były z sałatą lodową i maminym pysznym twarożkiem:)
napar czosnkowy z trawą cytrynową
Co prawda słowo ‚napar’ jest w naszej Rodzinie zastrzeżone dla bulionu z koncentratem pomidorowym mojego Taty, ale jednak myślę, że nie będzie nadużyciem określenie w ten sposób mojej wybitnie ‚cienkiej’ zupy, którą zupą właśnie trudno nazwać;) Cienka, ale za to nieźle przyprawiona;)
Mój napar jest typowym przysmakiem uleczającym zdjętego infekcją górnych dróg oddechowych człeka (czosnek i mleko wespół zespół od dzieciństwa były mi przez Matyczysko aplikowane jako remedium na przeziębienie. Naprzemiennie z syropem z cebuli i cukru:)) Spożywany profilaktycznie, a przez wzgląd na ten wyborny smak nie powinno być problemów z częstotliwością, niewątpliwie również przyczyni się do zapobieżenia owemu:) Oczywiście nikomu nie życzę nieżytu nosa ani tym bardziej gardła, (mnie samą zaczyna już łamać w kościach) ale w razie czego, zupa jak ulał, lub też nalał:)
Połączenie aromatycznego czosnku, pikantnego chilli i orzeźwiającej trawy cytrynowej jest nie do opisania i kompletnie podbiło moje podniebienie:)
Składniki (dla 2 osób):
– 8-10 (lub więcej;)) ząbków czosnku
– 2 szalotki
– łyżeczka masła czosnkowego (lub oliwy)
– 100 ml bulionu warzywnego
– 300 ml mleka
– 100 ml białego wina
– mały serek topiony śmietankowy
– garść drobnego makaronu (np. gwiazdki)
– przyprawy: sól czosnkowa, rozgnieciony różowy pieprz, pieprz cytrynowy, płatki chilli, liść laurowy, ziele angielskie, starta gałka muszkatołowa, zielona czubryca, suszony czosnek niedźwiedzi, trawa cytrynowa (u mnie zarówno sproszkowana jak i suszona w kawałkach /dostałam od Chrobotka:)/ – w ilości dość sporej)
Czosnek przecisnęłam przez praskę i dusiłam przez chwilę na roztopionym maśle by stracił nieco ostrości. Dodałam poszatkowaną szalotkę i wino i dusiłam razem by alkohol odparował. Następnie zalałam wszystko bulionem i mlekiem połączonym z serkiem topionym. Doprawiłam moim miksem przypraw, z wyraźnym naciskiem na trawę cytrynową. Dorzuciłam makaronowe gwiazdki i całość gotowałam przez parę minut, żeby makaron zmiękł:)
Majówka w Stróży i Święto Konstytucji
Pomimo niesprzyjającej aury, nasze majówkowe aktywności uważam za bardzo miłe i równie udane:)
Jednego dnia, wraz ze Znajomkami, wybraliśmy się w krótki, acz pouczający rejs po Wiśle, równie pouczającą wędrówkę po Wawelu i mrożące krew w żyłach zwiedzanie włości Smoka Wawelskiego;) Większość z nas ostatni raz nawiedziła była jamę poczwary w okresie wczesnego pacholęctwa, więc nadszedł najwyższy czas by odświeżyć wspomnienia.
Natomiast dzisiejsze Święto Konstytucji spędziliśmy w towarzystwie Rodzinki, w stróżańskich, górskich okolicach. Cieszyłam się na ten krótki wyjazd na wieś, pomimo że jestem zatwardziałą mieszczką i wielbię ‚miasto, masę, maszynę’ (chociaż nie we wszystkich aspektach;)) Jednak sama myśl o tej chwili ciszy (ale tylko chwili!;)) działała na mnie od paru dni kojąco. I było kojąco. Było, jak zwykle, ognicho, grill, kiełbaski, ziemniaczki pieczone w popiele, przypiekany chlebek z czosnkiem, cebulą i pomidorem. Była kaszanka, serek twarogowy ze świeżym szczypiorkiem i rzodkiewką, Matuś zrobili:) I smalczyk był i placki z owocami prosto z imprezy komunijnej u zacnych sąsiadów. I samo pyszne, proste jadło:) Był chłodny wiatr, ale i słońce, no i żar ognia dla ogrzania kości. Było pełno mleczy i innego kwitnącego kwiecia. Nie było za to długich cieni. Ale to nie pora.
A tu relacja w postaci fotosów Gregora i moich:)