paluchy (do piwa:)) i już za chwilę Prima Aprilis:)
W ramach kontynuacji akcji ratowania drożdży, upiekłam przekąskowe paluchy z aromatycznymi dodatkami. Niby nadadzą się jako dodatek do czerwonego barszczu, ale ja tam jestem zwolenniczką spożywania takich w towarzystwie piwa;)
Paluchy są prima aprilisowe, ale bez żadnego figla:)
Składniki (ilość orientacyjna):
– 25 g drożdży liofilizowanych
– 200 g pełnoziarnistej mąki pszennej
– ok. pół szklanki mleka
– łyżeczka cukru
– łyżka oliwy
– dodatki: łyżeczka soli + kryształki soli morskiej do posypania, 2 łyżki prażonej cebulki, łyżeczka czarnuszki, odrobina rozmarynu, małe opakowanie tartego parmezanu (do wyboru, lub tak, jak u mnie: wszystko naraz:D )
Drożdże rozpuściłam z cukrem w odrobinie mleka. Do ‚zaczynu’ dodałam mąkę, oliwę, sól i resztę mleka. Wyrobiłam ciasto. Wmieszałam do niego dodatki w postaci tartego parmezanu, prażonej cebulki, czarnuszki i rozmarynu. Całość odstawiłam na 30 minut do wyrośnięcia. Po tym czasie z ciasta uformowałam paluchy, posypałam je kryształkami soli morskiej i piekłam przez ok. 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 st. C.
drożdżowe pierożki i placuszki z czerwoną cebulą
Bardzo lubię robić w domu pizzę. Bo jest szybko i mogę na nią wrzucić wszytko, na co mam ochotę. Ale zawsze po zrobieniu pizzy zostaje mi przeszło połowa kostki drożdży. Zwykle poleżakują nieco w lodówce aż do momentu gdy zaczną przekształcać się w inny rodzaj grzybów, a wtedy, to już trochę lękam się ich używać… Być może niesłusznie;)
Tym razem, aby ustrzec drożdże przed autodestrukcją (w końcu grzyb, to grzyb), postanowiłam użyć ich do zrobienia pysznych placuszków i pieczonych pierożków z czerwoną cebulą i boczkiem. Co najciekawsze, każdy, kto próbował mojego wypieku niemal dawał sobie po dobroci uciąć dowolną kończynę celem udowodnienia swojej pewności, iż w skład farszu wchodzą pieczarki. Ja natomiast mogę się przysiąc, że ani jedna się tam nie zaplątała! Stąd morał dla tych, którzy nie wiedzą skąd się biorą pieczarki: otóż z połączenia czerwonej cebuli i boczku ;D
Składniki (na ok. 10 pierożków i 10 placuszków – zależnie od wielkości):
Pełnoziarniste ciasto drożdżowe:
– ok. 300 g mąki z pełnego przemiału
– ok. 25 g drożdży liofilizowanych
– łyżeczka cukru
– łyżeczka soli
– łyżka oliwy
– łyżka prażonej cebulki
– mleko (tyle, ile będzie potrzeba, by utworzyło się cisto)
Farsz:
– 200 g boczku (wędzonego)
– 400 g czerwonej cebuli
– 100 g startego ostrego żółtego sera (u mnie Emmentaler)
– przyprawy: czarny pieprz, sól, szczypta cukru trzcinowego, tymianek
Drożdże zmieszałam z cukrem i odrobiną mleka. Do mieszanki wsypałam mąkę, sól i dodałam oliwę oraz tyle mleka, by udało mi się zarobić ciasto.Pod koniec ‚wmieszałam’ do ciasta prażoną cebulkę. Ciasto wyrobiłam i odstawiłam na chwilę do wyrośnięcia.
Boczek i cebulę drobno pokroiłam i udusiłam na teflonowej patelni bez dodatkowego tłuszczu, za to z dodatkiem przypraw i cukru.
Ciasto bardzo cienko rozwałkowałam i wykrawałam z niego koła. Na każde koło nałożyłam po łyżce farszu i posypałam serem żółtym. Część kół została kołami, a część została zlepiona w pierożki. Piekłam je przez 20 minut w piekarniku nagrzanym do temperatury 180 st. C. (z termoobiegiem). Zarówno pierożki jak i placuszki pełniły rolę ‚pasztecików’, dodatku do czerwonego barszczu:) Ale z piwkiem też by smakowały zapewne niezgorzej;)
P.S. A dziś akurat urodziny Babci G. – wszystkiego urodzinowego dla niej:)
omlet francuski z wędzonym pstrągiem i awokado
Ostatnio ciągle wcinam jajca, pod każdą postacią;) Może podświadomie robię sobie już zaprawę przed Wielkanocą?;)
Składniki (dla 1 osoby):
– 2 jajka (od szczęśliwych kurek:))
– 4 łyżki mleka
– łyżeczka masła
– przyprawy: sól, czarny pieprz, płatki chilli, czosnek niedźwiedzi
– dodatki: pół awokado, 100 g wędzonego pstrąga, łyżka kwaśnej śmietany, kawałek pomidora
Jajka roztrzepałam z mlekiem i dodałam przyprawy. Na rozgrzanej patelni rozpuściłam masło i przelałam na nią masę jajeczną. Smażyłam aż jajka się ścięły, wtedy przełożyłam omlet na drugą stronę i jeszcze chwilę smażyłam. Na gotowym omlecie położyłam kawałki wędzonego pstrąga, cząstki awokado, nieco kwaśnej śmietany i plaster pomidora.
świętoPatrykowa herbatka z prądem
Dzień św. Patryka, to i ‚napój bogów’ trzeba spożyć, ale to wieczorem:) Teraz na rozgrzewkę będzie lekko alkoholowa herbatka z jeżynami w brandy, których słoiczek dostałam swego czasu w prezencie od Brata i Bratowej Gregora.
A kubeczek, to mój ukochany ‚Lingener Teepott’, który przywiozłam sobie właśnie z niemieckiego miasteczka Lingen, nieopodal Kolonii już 11 lat temu… Jak ten czas leci…
Składniki:
– łyżka czarnej herbaty
– łyżka suszonych owoców
– łyżeczka soku z cytryny (lub grubaśny plaster cytryny)
– łyżeczka ‚czegoś mocniejszego’ (u mnie jeżyny w brandy)
– przyprawy: cukier (trzcinowy) lub miód, po odrobinie czarnego pieprzu i cynamonu (przyprawy do pierników)
P.S. I jeszcze WSZYSTKIEGO IMIENINOWEGO dla mojego Łoćca:)
P.P.S. Dzień św. Patryka, a nasz Paddy (Patrick) Kelly taką niespodziewankę zrychtował:) Jupi:)
piekielna zupa paprykowa
Niedawno przypomniała mi się świetna zupa krem, którą podała nam kiedyś znajoma, Gocha. W oryginalnym przepisie w skład wchodziła praktycznie tylko papryka, ale ja postanowiłam podrasować nieco moją zupę i… odrobinę przedobrzyłam… stąd przydomek ‚piekielna’;) Na szczęście przepadam za dobrze pikantnymi potrawami a Gregor również nie wyrzekł złego słowa, więc eksperyment zaliczam do udanych:)
Składniki (dla 4 osób):
– ok. 500 g czerwonej papryki
– 2 czerwone cebule
– 1 biała cebula
– 4 (lub więcej) ząbków czosnku
– 2 pomidory
– 1 papryczka chilli (lub chilli w płatkach)
– 300 ml bulionu warzywnego
– 200 ml mleka (2,5% tłuszczu)
– łyżeczka oliwy z oliwek
– przyprawy: sól, czerwony pieprz, świeża (lub suszona) bazylia
Poszatkowaną cebulę i zmiażdżony czosnek zeszkliłam na odrobinie oliwy. Paprykę, chilli i pomidory pokroiłam w kostkę, dorzuciłam do cebuli. Zalałam bulionem i gotowałam do miękkości warzyw. Pod koniec gotowania zupę doprawiłam i zblendowałam a następnie dodałam mleko i przybrałam świeżą bazylią
P.S. W ostatnią niedzielę mieliśmy przyjemność wziąć udział w wernisażu mojej Babci G. Wraz z innymi Twórcami, prezentowała swoje haftowane obrazy (sama posiadam dwa dzieła Babci:)). Oprócz wystawy, można było podziwiać również występy estradowe różnych wykonawców (od rocka przez piosenkę cygańską do flamenco). Przedstawiam moją Babcię G. na tle jej wyszywanek:
P.P.S. A mojemu drogiemu Gregorowi składam życzenia WSZYSTKIEGO IMIENINOWEGO z okazji imienin:)
cannelloni ze szpinakiem
Pamiętam jak pierwszy raz jadłam cannelloni. To było końcem lat ’80 u ciotki we Wrocławiu. Wtedy to było naprawdę ‚coś’! Wszyscy z ciekawością zaglądaliśmy do środka rulonów, żeby dowiedzieć się, co jest nadzieniem tego niezwykłego makaronu;) Było nim mięso!
A u mnie tym razem wersja jarska, ze szpinakiem i sosem pomidorowym.
Składniki (dla 2 osób):
Sos pomidorowy:
– puszka pomidorów pelati
– jedna biała cebula
– 4 (lub więcej) ząbki czosnku
– łyżeczka oliwy
– przyprawy: sól, czarny pieprz, parę listków bazylii lub łyżeczka suszonej
Na odrobinie oliwy poddusiłam poszatkowaną cebulę i przeciśnięty przez praskę czosnek. Dodałam pomidory pelati i przyprawy. Gotowałam przez chwilę by smaki się wymieszały, a następnie zblendowałam na głaski sos.
Cannelloni:
– ok. 200 g makaronu cannelloni
– 200 g szpinaku (może być mrożony)
– 3 łyżki mleka lub słodkiej śmietanki
– 50 g sera feta
– 4 (lub więcej;)) ząbki czosnku
– łyżeczka oliwy
– beszamel (łyżka masła, łyżka mąki, gałka muszkatołowa, sól i mleko gotowane razem i często mieszane do uzyskania gładkiego sosu)
– 2 garści startego żółtego sera do posypania
– przyprawy: sól, pieprz, chilli
Makaron lekko podgotowałam (ok. 3 min., bo nie ufam pieczeniu surowego;)). Szpinak (mrożony) poddusiłam na odrobinie oliwy z dodatkiem przeciśniętego przez praskę czosnku, śmietanki, przypraw i pokruszonej fety. Rurki makaronowe nadziałam gotowym farszem i ułożyłam w natłuszczonym żaroodpornym naczyniu warstwami przedzielanymi beszamelem. Wierzch cannelloni polałam sosem pomidorowym i posypałam żółtym serem. Zapiekałam 20 min. w piekarniku nagrzanym do 180 st. C z termoobiegiem.
pączki ‚właściwe’, wyrób własny;)
Moje pierwsze pąąączkiii:) Chyba się udały, bo są prawie;) okrągłe, puszyste i miękkie. Cieszyłam się obserwując jak ładnie rosną, z zaciekawieniem patrzyłam jak błyskawicznie rumienią się w gorącym oleju (tu pragnę zaznaczyć, że o dziwo, nie odniosłam podczas przygotowań żadnych obrażeń! To się nie zdarza!) I przyznam się, że byłam z siebie jakby zadowolona gdy skosztowałam pierwszy kęs, a on był naprawdę smaczny:) Do wczoraj bowiem żyłam w przekonaniu, że aby usmażyć pączki, trzeba posiąść wiedzę tajemną i że sztuka ta udaje się tylko wybrańcom. Dodatkowo wrodzony pesymizm utwierdzał mnie w i tak już dużej pewności, że nie podołam. Ale jednak, dało się!:)
Zrobiłam malutkie pączuchy, bo o takich zamarzyłam. A nadzieniem jest budyń śmietankowy – o takim zamarzył Gregor:)
Nie chcąc mnożyć bytów ponad potrzebę, powiem tylko, że moje pączki powstały na podstawie tego przepisu z Kwestii Smaku, z tym zastrzeżeniem, że dałam więcej drożdży (bo akurat miałam więcej) i nadziałam je wspomnianym już budyniem śmietankowym:)
Wcześniej pytałam o przepis moją Babcię G., bo pamiętam z dzieciństwa, że dawniej smażyła pączki i okazało się, że jej receptura była bardzo zbliżona do zalinkowanej powyżej. Ale proporcji Babcia nie potrafiła sobie przypomnieć. Dlatego zaufałam temu przepisowi i był to właściwy ruch:)
tłusty czwartek i pączuchy
Ten pyszny pączek z różą jest tak dla symbolu. Nie jest moim dziełem, a pochodzi z cukierni Michalskich. Ale mam nadzieję, że jutro zamieszczę tutaj wirtualne pączki mojej własnej produkcji:) Właśnie siedzą w cieple i rosną:)
Wszystkim życzę wszystkiego tłustoczwartkowego i racjonalnego obżarstwa bez niemiłych reperkusji;)
cytrynowy morszczuk pieczony w folii
Powoli trzeba mi zacząć myśleć o jakiejś ‚nieznacznej’ utracie wagi, wiosna idzie;) Przechodzę więc na trochę lżejsze dania. Oznacza to dla mnie mniej tłuszczu i węglowodanów (mhhhm… zwłaszcza, że jutro Tłusty Czawartek;)), a że w przyrodzie musi panować równowaga, to pewnie lukę uzupełnię wzmożonym spożyciem piwa;) Ale jako stary praktyk, na dietach się znam, że ho ho, a i może pojawią się jakieś wspomagające postanowienia wielkopostne?;)
Dziś na obiad Gregorowi dałam pierogi z mięsem, bo on się nie odchudza;) Sobie natomiast przygotowałam wyśmienitego pieczonego w folii morszczuka z wyraźną cytrynową nutą. Do tego były karmelizowane pomidory śliwkowe, zielona fasolka szparagowa i sos z awokado. Wszystko pyszne i wierzę, że nie aż tak strasznie tuczące;)
Składniki (dla 1 odchudzającej się osoby;)):
Cytrynowy morszczuk pieczony w folii:
– 1 filet z morszczuka
– 3 plastry cytryny
– łyżeczka tartej bułki (dla tych, co się trochę mniej odchudzają;))
– odrobina oliwy z oliwek
– przyprawy: pieprz cytrynowy, pieprz ziołowy, sproszkowana trawa cytrynowa, płatki chilli, ‚diabelskie korzenie’, sól ziołowa
– kwadratowy kawałek folii aluminowej
Morszczuka posmarowałam odrobiną oliwy, posypałam bułką tartą i przyprawami oraz obłożyłam plasterkami cytryny. Zawinęłam szczelnie w aluminiową folię i piekłam w piekarniku nagrzanym do 180 st. C przez 15 min.
Karmelizowane pomidory (u mnie śliwkowe):
– 2 pomidory (śliwkowe)
– parę kropel oliwy z oliwek
– szczypta brązowego cukru trzcinowego
– przyprawy: czarny pieprz, sól, suszona bazylia (lub przyprawa ‚Vegeta Natur’ do pomidorków)
Pomidory pokroiłam w grube plastry. Rozłożyłam je na wyłożonej papierem pergaminowym blasze. Wierzch każdego plastra posmarowałam odrobiną oliwy, posypałam cukrem i przyprawami. Piekłam je razem z rybą, przez 15 min. pod grillem w piekarniku rozgrzanym do 180 st. C.
Sos z awokado:
– pół awokado
– ząbek (lub więcej;)) czosnku
– łyżka śmietany 12% tłuszczu
– pół łyżki musztardy (z pełnymi ziarnami gorczycy)
– łyżka soku z cytryny
– skórka otarta z połowy cytryny
– przyprawy: sól, biały pieprz, płatki chilli
Miąższ awokado rozdrobniłam, zmieszałam z sokiem i skórką cytrynową, czosnkiem i przyprawami. Śmietanę połączyłam z musztardą i częścią ‚pasty’ z awokado (resztę zostawiłam do ozdoby).